7/11/2011

Fizjologia

Pierwsze trzy lata medycyny są to tzw. nauki podstawowe. Kliniki tu dużo się nie doświadczy, bo nie posiada się właściwego oparcia, w myśl zasady - "chcesz leczyć? poznaj najpierw to, co leczysz".
Dlatego na pierwszym roku student uczy się, jak zbudowany jest "prawidłowy" człowiek (anatomia + histologia, która na niektórych uczelniach zachodzi jeszcze na semestr zimowy drugiego roku). Na drugim roku, obyty w tą wiedzę, adept uczy się, jak działa "prawidłowy" człowiek (fizjologia + biochemia), natomiast na trzecim roku dowiadujemy się, jak jest zbudowany i jak działa człowiek "nieprawidłowy" (patomorfologia + patofizjologia). Oczywiście pomijam tu takie przedmioty jak psychologia, farmakologia itd. ale robię to specjalnie, coby tylko ukazać sens, na dobrą sprawę, POŁOWY studiów medycznych. 

Coby jednak być całkowicie szczerym, na trzecim roku powoli wchodzą kliniki. Są to tzw. propedeutyki, gdzie studenci (obyci już w stetoskopy) stawiają swoje pierwsze kroki jako "lekarze" :) Na mojej uczelni są to propedeutyki pediatrii, onkologii, interny. Są to bardziej ogólne ramy tych klinik - przynajmniej tyle wiem z opowieści starszaków, więcej na ten temat od października :)

Po tak długim wstępie przechodzę do meritum. Fizjologia. Na tylnej okładce podręcznika prof. Konturka można przeczytać, że jest to "królowa nauk medycznych". Przyznaję, fizjologię człowieka powinni znać wszyscy lekarze, bo bez tego nie sposób ruszyć dalej :) 


W Polsce dominują 2 główne podręczniki do tego przedmiotu:
* "Fizjologia człowieka z elementami fizjologii stosowanej i klinicznej" pod redakcją prof. Traczyka
* "Fizjologia człowieka" pod redakcją prof. Konturka

Okazuje się, że Traczyk i Konturek dla fizjologii są tym samym, co odpowiednio Bochenek i Pituchowa dla anatomii :) 

Ten pierwszy podręcznik rozwleka się, i to strasznie. Na przykład w temacie związanym z fizjologią nerek, zanim doczytamy się, co to jest klirens nerkowy, możemy się dowiedzieć, jak zbudowane jest urządzenie umożliwiające pomiar tego klirensu, z jakiego materiału i czy jest drogie :D Podobnie Bochenek - zanim dowiedzieliśmy się o budowie kręgu odcinka piersiowego kręgosłupa człowieka, wertowaliśmy informacje o ewolucji tego kręgu od rekina począwszy :)
Podręcznik ten jednak jest Biblią fizjologiczną - jeżeli czegoś tam nie ma, to nie istnieje, jeżeli Traczyk coś neguje, to tak ma być :)

Podręcznik profesora Konturka jest...dziwny. Miejscami lepiej się go czyta jak Traczyka, czasami jest nie do przełknięcia, czasami zdarzają się wzajemne zaprzeczenia i student głupieje. Jest on jednak idealny dla osób, które nienawidzą szukać jakiegoś zagadnienia przez godzinę, aby się go nauczyć w 3 minuty. Jednak papier wykorzystany w najnowszym wydaniu podręcznika zbiera negatywne opinie. Jest on prawie kredowy i tak prześwitujący, i delikatny, że przewracając kartki, niejednokrotnie bałem się, że go porwę :)
Ogólnie oceniam go dobrze jako źródło wiedzy, natomiast Traczyka bardzo dobrze.

Na jednej uczelni w Polsce dodatkowo mocno zaznaczają się "Fizjologiczne podstawy wysiłku fizycznego" i "Fizjologia człowieka", oba pod redakcją prof. Górskiego. Pierwszy z nich jest głównym podręcznikiem studentów fizjoterapii, a drugi innych licencjatów medycznych. Dlaczego też studenci lekarskiego używają tych podręczników? Miałem okazję parę razy mieć te książki w rękach i o pierwszej muszę powiedzieć tak: jeżeli student medycyny nauczy się absolutnie wszystkiego z tej pozycji, uzyska minimum wiedzy fizjologicznej, którą powinien znać każdy lekarz! Pomimo tego, że podręcznik ten jest skierowany dla studentów innego kierunku.  

Dlatego sam jechałem przez cały drugi rok z trio: Konturek, Górski, Traczyk. Wystarczyło na czwórkę w pierwszym terminie :)

Istnieją jeszcze dwa nazwiska: Ganong i Bullock - jednak na tyle rzadko do nich zaglądałem, że nie mogę wydać wartościowej opinii. 

Ciekawostką może być fakt, że niemal wszystkie podręczniki fizjologii traktują układ nerwowy jako najważniejszy i umieszczają go jako pierwszy rozdział. Tylko Konturek się wyłamuje z tego schematu, umieszczając go pod koniec podręcznika :) 

Same zajęcia u mnie na uczelni wyglądały w ten sposób, że trwały one łącznie 3,5 godziny. Półtorej pierwsza część zajęć, 30 minut przerwy i drugie półtorej godziny zajęć. Jedna połowa to były rozważania teoretyczne, druga to część praktyczna. 

Rozważania teoretyczne odbywały się na zasadzie małej rozmowy ze wszystkimi studentami obecnymi na sali ćwiczeń (jakieś 12 osób), gdzie każdy się chwalił swoją wiedzą bądź niewiedzą, w zależności jak wyszło :) Naprawdę nic szczególnego :) Domyślam się, że na większości uczelni wyglądają one podobnie.

Część praktyczna u mnie polegała głównie na tym, że chodziliśmy do sali komputerowej, gdzie mieliśmy zainstalowane dwa pakiety programów fizjologicznych, mając możliwość interakcji z nerwami, mięśniami, sercem itp. :) Takie praktyczne wykorzystanie wiedzy.
Natomiast na jednej z uczelni w Polsce (wiadomość z pierwszej ręki, od studenta tej uczelni), niektóre części praktyczne przypominały dawne eksperymenty fizjologiczne. Czyli: żabka w gilotynkę, ciach, głowa bach! i mamy preparat do ćwiczeń :) U mnie nigdy czegoś takiego nie było - bo obrońcy praw zwierząt, bla bla bla.....a przecież bez tych żabek, królików, małp to nic byśmy nie wiedzieli. Zdekapitowaną żabę widzieliśmy, ale tylko na filmie obrazującym doświadczenie Turcka. 

(po więcej informacji odnośnie konfliktu obrońcy praw zwierząt vs fizjolodzy zapraszam do bodajże "Zwycięstwa Chirurgów" Thorwalda lub "Kruchego domu duszy" tegoż samego autora)

I od razu anegdotka :) Do KAŻDEGO ćwiczenia przeznaczona była część praktyczna. I jak mieliśmy ćwiczenie z fizjologii układu płciowego żeńskiego i męskiego to się zastanawialiśmy, co nam wymyślą.... 

Wchodzimy do sali i widzimy na stole mikroskop. Po paru minutach przychodzi asystentka i mówi:

-"Moi państwo, jak widzicie mamy mikroskop, tak więc wymazy z szyjki macicy sobie obejrzymy..natomiast....no..ekhm...nie mamy, nazwijmy to, męskich próbek"

W tym momencie włącza się kolega:

-"Pani X, pani się nie martwi, zaraz wyślemy kolegę Y, jest przygotowany (oczywiście kolega Y zdębiał, z miną "o co chodzi?").
-"Panie Y" - mówi asystentka - "Pan się nie martwi, mamy przygotowany specjalny pokoik"

Na to kolega Y:

-"A jakieś dobre filmy macie?"
-"Nie, ale gazety są" 

Jak widać, zakład fizjologii był przygotowany prawie że na wszystko, niestety nie na to, że kolega Y jednak się zbuntuje i nie pójdzie sobie zrobić dobrze a nam pomóc :D (W tym momencie bardzo łatwo wykombinować, gdzie studiuję - wystarczy, że było się świadkiem tej sytuacji :D) 

Z części praktycznych mieliśmy jeszcze wykonywanie EKG, oznaczanie grup krwi, badanie wzroku, ćwiczenia fizyczne, BMI...innymi słowy dużo prostych testów wykonywanych na codzień w szpitalach, przychodniach. Umożliwiły one nam inne podejście do fizjologii człowieka i dały nam poczucie jakiegoś celu w tym, co robimy :)

Wracając do tematu. Na fizjologii uczymy się tego, jak działa "prawidłowy" człowiek, o czym już wspomniałem.  Moja subiektywna ocena jest taka, że był to najlepszy przedmiot na II roku. Ciekawy, dynamiczny, z sensem. Człowiek widział, wyobrażał sobie to, czego się uczył - zupełnie inna nauka jak chociażby biochemia. Jednak nie ma co dużo o nim opowiadać - tematy wybrane do nauczenia były z sensem, żadnych zbędnych szczegółów. Gdyby tylko wszystkie przedmioty były tak prowadzone, to te studia nie byłyby tak odczuwalne :) Dlatego wolałem się tu skupić na stronie technicznej tego przedmiotu, bo minusów w samym przedmiocie nie znajduję (no może te skazy podręcznikowe), przynajmniej ja!

No comments:

Post a Comment