7/11/2011

Wakacyjne boje

Od 27.06 mam wakacje - kolejny rok akademicki skończyłem zaliczeniem egzaminu z "ukochanej" biochemii.
Po uzyskaniu wpisu spojrzałem po liście "odhaczonych" przedmiotów i moją pierwszą myślą było - "ten drugi rok strasznie szybko minął... za szybko"

No niby jeszcze do końca nie minął - została jego najprzyjemniejsza część według mnie - praktyki wakacyjne! Kiedy to student ma dostęp do żywej medycyny, może wykorzystać swoją ogromną wiedzę w praktyce, przynajmniej teoretycznie :) 

Po I roku obowiązywała nas praktyka tzw. pielęgniarska, po której musieliśmy zdobyć takie umiejętności jak: prawidłowe ścielenie łóżka, karmienie pacjenta, zakładanie dojść dożylnych, pobieranie krwi, wykonywanie EKG itp. i to przez cały miesiąc (140 godzin) i znów, przynajmniej teoretycznie :) W praktyce może się okazać, że nie trzeba siedzieć w szpitalu 140 godzin tylko parę dni, bo "i tak ordynator postawi pieczątkę", można się dowiedzieć, że "karmienie pacjenta to nie dla was, wy będziecie lekarzami, a to zostawiajmy pielęgniarkom", a dojścia dożylnego nigdy się nie założy, bo albo pacjent się boi, że go uszkodzimy, albo pielęgniarka nas ucząca, że uszkodzimy pacjenta, albo my się boimy, że uszkodzimy wszystko dookoła :)

Oczywiście trochę przesadzam, ale jak rozmawiałem z moimi z roku, to mniejszość wykonywała wszystko to, czego wymagała od nich karta praktyk i siedzieli w szpitalu cały miesiąc. 
Mogło wynikać to z dwóch powodów:
a) ambicji
b) zaangażowanych w nauczenie studenta opiekuna praktyk na danym oddziale.

Wtedy naprawdę praktyki są przyjemnością, człowiek się dużo nauczy i poczuje się "mądrze" :D

A pozostała większość? Dlaczego ich praktyki są niekompletne?
I znów:
a) brak ambicji
b) beznadziejni opiekunowie praktyk

Na brak ambicji raczej nie powinienem narzekać - studenci naprawdę chcą się przez wakacje czegoś nauczyć, czegoś innego niż suche kucie faktów z książki. Głównie chodzi o ten drugi punkt - osoby prowadzące praktyki na danym oddziale najchętniej podpisaliby praktykę od razu, ani razu nie widząc studenta u siebie, bo "to tylko dodatkowy kłopot, kręcą się pod nogami, zadają jakieś dziwne pytania, jeszcze jakiegoś pacjenta popsują". Niestety istnieją również studenci wyznający podobną filozofię..

A gdzie my mamy kurde się nauczyć medycyny, jak nie u was?! :)

Po II roku zaczynają się praktyki "lekarskie" - teraz "lekarza rodzinnego". Daj Boże trafić do narwańca, który jest fascynatem i będzie starał się przekazać swoją wiedzę mnie, czyli szaremu studentowi :)

Tak wiec rozpocząłem wakacje i dopiero teraz o tym mówię, bo wcześniej siedziałem z kumplami nad jeziorem :P

Może macie jakieś pytania, może o czymś chcielibyście poczytać?

No comments:

Post a Comment